Archive for września 2013
Kofeina - najlepszy przyjaciel człowieka?
Dla
jednych jest przyjemnością, dla innych zmorą. Jeżeli jesteśmy
kawoszami i nie wyobrażamy sobie dnia bez małej czarnej, pomaga nam
ona w codziennym funkcjonowaniu. Gdy po pewnym czasie chcemy z niej
zrezygnować, tracimy niemal całkowicie energię do życia. Co tak
naprawdę daje nam zawarta w kawie kofeina i jakimi mitami na jej
temat jesteśmy przesiąknięci?
Faktem
jest, że kofeina zwiększa naszą wydolność psychofizyczną.
Przyspiesza naszą przemianę materii, a co za tym idzie – wzmaga
sprawność mózgu. Z drugiej jednak strony przyczynia się do
odwodnienia organizmu, co z czasem wpływa niekorzystnie na nasze
funkcjonowanie i możliwości koncentracji. W umiarkowanych dawkach
pobudza nas do działania i pozytywnie oddziałuje na naszą pracę,
nie należy jednak przesadzać z ilością.
Na
co dzień nie zastanawiamy się nad schematem działania kofeiny.
Warto więc zwrócić uwagę na kilka istotnych szczegółów. Przede
wszystkim zwiększa ona ilość adrenaliny we krwi, jednocześnie
stymulując wydzielanie dopaminy odpowiedzialnej za odczuwanie przez
nas przyjemności. Nie ma więc co się dziwić, że po wypiciu kawy
jesteśmy o wiele bardziej zmotywowani do pracy, a także szybciej
podejmujemy skomplikowane dla nas decyzje. Jednak im większy stopień
trudności stojących przed nami zadań, tym bardziej kofeina
utrudnia nam działanie. Znajdując się pod jej wpływem odbieramy
więcej bodźców, co nie pozwala nam skupić się na gromadzeniu
dużej ilości danych. W jakich zadaniach jej spożywanie może się
przydać? W takich, które wymagają od nas twórczego myślenia i
tzw. swobody skojarzeń. Kofeina pomaga nam w swobodnym pisaniu oraz
wysławianiu się, a także w wykonywaniu nudnych, rutynowych
czynności. Trudności pojawiają się jednak, gdy stajemy przed
zupełnie nowym wyzwaniem.
Ciężko
też mówić o jednej regule oddziaływania na każdego z nas.
Osobom, które dysponują wolną przemianą materii, raczej odradza
się przyjmowanie kofeiny w dużych ilościach, ponieważ może
zwiększać ryzyko chorób serca. Inaczej jest jednak w przypadku
osób posiadających szybką przemianę materii. Spożywanie kofeiny
przez nie jest zalecane ze względu na zapobieganie niebezpieczeństwu
zachorowania na miażdżycę. Przyzwyczajamy się do niej bardzo
szybko. Na jej brak reagujemy drażliwością, bólem głowy,
niepokojem i silnymi objawami stresu. Można je złagodzić,
pijąc duże ilości niegazowanej wody. Warto także uzbroić się w
aspirynę, która zlikwiduje ból.
Karotenoidy - pomaluj swój świat!
Jakie przysmaki najczęściej wywołują
uśmiech na waszych twarzach? Czekolada, żelki? A może tatar z
Sokołowa? O tym ostatnim piszę, bo często na widok literki „E”
dostajemy gęsiej skórki i krzyczymy, że to ta wstrętna chemia.
Tymczasem nie wszystko, co się pod nią kryje, musi być dla nas
szkodliwe.
Jedzenie zdecydowanie wpływa na nasz
nastrój. Wszyscy mówią, że zdrowe produkty poprawiają nasze
samopoczucie, gdy tymczasem uśmiechamy się chrupiąc tłustego
kebaba lub hot-doga ze stacji benzynowej. Ostatnie odkrycia nauki
pokazują jednak, że korzystne zmiany wywołują w nas
przeciwutleniacze zwane karotenoidami. W przeprowadzonym niedawno
eksperymencie okazało się, że ich poziom w spożywanych pokarmach
był ściśle związany z nastrojem ludzi, którzy brali udział w
doświadczeniu. Co prawda poziom optymizmu badano przy użyciu testów
psychologicznych, ale liczy się sam efekt.
Karotenoidy to nic innego jak barwniki roślinne. Są one, jak już
wcześniej wspomniałam, antyoksydantami, a więc wspomagają procesy
obronne organizmu oraz zapobiegają szybkiemu starzeniu. Istnieje ok.
600 barwników roślinnych, ale największe znaczenie dla nas ma 6:
beta-karoten, alfa-karoten, kryptoksantyna, likopen, luteina i
zeaksantyna. O pierwszym wymienionym chyba nie muszę zbyt wiele
pisać. Każdy, komu zależy na ciemnej cerze, szuka produktów,
które zawierają jego spore ilości, takich jak szpinak lub marchew.
Zastanawialiście się, dlaczego rośliny tak szybko nie usychają,
mimo że praktycznie przez cały czas są narażone na działanie
promieni słonecznych? Karotenoidy pochłaniają promieniowanie
ultrafioletowe, które powoduje powstawanie wolnych rodników,
neutralizując ich działanie. Aby zachować dobry wygląd i młodość,
koniecznie trzeba spożywać duże ilości warzyw i owoców.
Każdy z barwników ma swoje konkretne
zastosowanie i jest wykorzystywany w walce z różnymi chorobami.
Likopen skutecznie pomaga w leczeniu raka prostaty bądź żołądka.
Duże dawki alfa-karotenu i luteiny znacząco obniżają ryzyko
powstawania w organizmie nowotworu płuc. Luteina pozwala na lepsze
widzenie w nocy, zapobiega zaćmie i chroni siatkówkę oka. Jak już
wspomniałam, karotenoidy są powszechnie wykorzystywanymi
substancjami w procesie produkcji żywności. Najczęściej jednak
określa się je symbolami: E160a, E160b, E160c, E160d, E160e i
E160f. Mało kto z nas ma więc pojęcie, z czym tak naprawdę się
spotyka.
W stronę słońca
Winogrona to
prawdopodobnie jeden z pierwszych gatunków owoców, jakie człowiek
zaczął uprawiać. Stanowią źródło wielu niezbędnych nam
witamin i składników odżywczych, dlatego też zaleca się
spożywanie ich szczególnie w porze jesiennej. Ponadto jest to
podstawowy surowiec wykorzystywany do produkcji wina. Dlaczego warto
jeść winogrona? Opowiedzą o tym eksperci kulinarni z Eco-Vital.
Na pewno podnoszą naszą
odporność na wszelkie infekcje. Podwyższają poziom tzw. dobrego
cholesterolu, przez co zapobiegają miażdżycy. Przynoszą korzyści
naszemu sercu oraz całemu kładowi krwionośnemu ze względu na
wysoką zawartość potasu. Zawierają także łatwo przyswajalną
przez nasz organizm fruktozę i glukozę. O dobrodziejstwachpłynących z jedzenia winogron można by było napisać bardzo
wiele. Warto jednak skupić się także na ich rodzajach oraz
sposobach pielęgnacji.
Winorośl uprawia się
najczęściej na słonecznych, ciepłych i chronionych przed wiatrem
zboczach. Dobrze nasłonecznione miejsca sprzyjają odpowiedniemu
rozwojowi owoców oraz wzrostowi ich jakości. Nasz klimat doskonale
nadaje się do uprawy winogron, choć oczywiście nie wszystkich
gatunków. Przede wszystkim należy zapewnić im gliniasto –
piaszczyste podłoże, które nagrzewa się w dość szybkim tempie,
dodatkowo przepuszczając ciepło.
Wyróżniamy dwa
podstawowe gatunki. Jeżeli jesteśmy przyzwyczajeni do pysznych,
słodkich owoców po zerwaniu prosto z drzewa, powinniśmy sięgnąć
po jedną z odmian deserowych. Charakteryzują się one gęstym
miąższem oraz delikatną skórką. Sadzimy je przy podporach
mocowanych w ścianach budynków oraz wykorzystujemy jako ozdobę
murów. Możemy także uprawiać je w sposób tradycyjny, puszczając
je po drutach rozpiętych na mocno wbitych w ziemię słupkach. Są
one wytrzymałe na mróz i inne niekorzystne warunki atmosferyczne,
zimą jednak bezpieczniej jest okryć je w celu zabezpieczenia przed
niszczeniem pąków. Krótko mówiąc, odmiany deserowe, jak sama
nazwa wskazuje, najlepiej nadają się do jedzenia na surowo bądź
jako dodatki do wszelkich deserów. Dla miłośników wina najlepszym
rozwiązaniem będzie odmiana deserowo – winna, inaczej zwana
przerobową. Mamy tutaj takie gatunki jak rondo, które obficie
owocuje i daje możliwość uzyskania wysokiej jakości wina, ale
jest dużo mniej mrozoodporne. Wykazują za to dużą odporność na
choroby i różnego rodzaju grzyby.
Winogrona są na tyle
uniwersalne pod względem warunków atmosferycznych oraz walorów
smakowych, że powinny być uprawiane przez każdego, kto znajdzie na
nie odrobinę miejsca. Ich działanie do dziś wydaje się być
niedocenione. Bardzo dobrze wpływają na naszą cerę oraz
nawadniają nasz organizm. Przeciwdziałają wielu dolegliwościom
takim jak zaparcia, choroby nerek i wątroby.
Gorzka czekolada - przepis na młodość
Wiemy,
że uzależnia i jest doskonałym przysmakiem na każdą okazję.
Leczy z depresji, wspomaga w nauce, ale także może być przyczyną
otyłości. Jak jest naprawdę? Czy te wszystkie właściwości
dotyczą również gorzkiej czekolady? Dziś kilka słów o tym,
dlaczego warto po nią sięgać.
Mowa
oczywiście nie o smaku, ale o jej pozytywnym działaniu,
udowodnionym zresztą naukowo. Gorzka czekolada zawiera więcej
przeciwutleniaczy niż owoce, przez co wpływa korzystnie na nasz
system odpornościowy.
Z przeprowadzonych badań wynika, że
antyoksydanty skutecznie zapobiegają wielu chorobom oraz opóźniają
procesy starzenia. W szczególności powinni ją spożywać
mieszkańcy dużych miast, którzy są bardziej narażeni na
działanie szkodliwych wolnych rodników. Wszelkie przeciwutleniacze
neutralizują ich negatywne działanie. Warto również zwrócić
uwagę na liczby:
- 228 mg magnezu (zawartych jest w 100 g gorzkiej czekolady);
- 720 mg potasu;
- 12 g błonnika.
Gorzka
czekolada stanowi także bogate źródło fosforu i cynku oraz kwasów
omega-6. Ponadto po jej zjedzeniu stężenie glukozy w naszych
organizmach rośnie dużo wolniej niż wskutek jedzenia pokarmów
bogatszych w cukier.
Istnieje
wiele stereotypów. Jeden z nich mówi, że czekolada wywołuje
próchnicę. Nic bardziej mylnego. Dzięki wysokiej zawartości
związków chemicznych zwanych taninami czekolada utrudnia odkładanie
się kamienia nazębnego. Nieprawdą jest także, że wywołuje
trądzik. Jeżeli zachowujemy umiar w jej spożywaniu, poprawiamy
kondycję naszej skóry dzięki flawonoidom, nawilżającym cerę i
udoskonalającym jej strukturę. Co więcej, badania wykluczyły
również związek między jedzeniem czekolady, a powstawaniem
migreny. Przesąd ten wyrósł z dość prozaicznej przyczyny. Otóż
po czekoladę sięgają często kobiety, u których zachodzą zmiany
hormonalne wywołujące właśnie migrenę. To właśnie te
dolegliwości są odpowiedzialne za uporczywe bóle głowy. Wreszcie,
nawiązując do pożytecznych dla nas właściwości tego jakże
popularnego przysmaku, czekolada zawiera hormony szczęścia, co
sprawia, że stanowi naturalny lek na obniżenie nastroju oraz
chandrę.
Dla
ciekawostki dodam, że gorzka czekolada może mieć działanie...
odchudzające! Jak to możliwe? Spowalnia trawienie i wywołuje
uczucie sytości, dzięki czemu spożywamy nieco mniej kalorii niż
zwykle. Co odróżnia gorzką czekoladę od reszty? Wysoka zawartość
kakao w zamian za cukier. Jeżeli koniecznie decydujemy się nawet na
czekoladę mleczną, warto kupić taką, której 70 % składu będzie
stanowiła miazga kakaowa.
Zdrów jak ryba?
O rybach wiemy
bardzo wiele. Na pewno zawierają dużą ilość nienasyconych kwasów
tłuszczowych omega-3, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania
naszego organizmu. Pełnią one kluczową rolę w procesie
odchudzania i przede wszystkim nie odkładają się w tkance
tłuszczowej. Nie wyobrażamy sobie zdrowej i pożywnej diety bez dań
rybnych. Tymczasem okazuje się, że spożywając ryby zbyt często,
jesteśmy narażeni na działanie szkodliwych substancji i związków
chemicznych.
Rtęć, bo o niej
tutaj mowa, jest jednym z najbardziej toksycznych składników
naszego środowiska naturalnego. Nawet w niewielkich ilościach może
spowodować nieodwracalne zaburzenia w funkcjonowaniu organizmów
żywych. Szczególnie narażonymi „nośnikami” rtęci są ptaki
oraz lubiane przez nas ryby. Mimo iż w Polsce poziom ich spożycia
jest stosunkowo niski, nadal jesteśmy zagrożeni. Pierwiastek ten
kumuluje się w organizmach zamieszkujących środowisko wodne. Nie
zabija natychmiast, ale wpływa niekorzystnie na płodność, a w
skrajnych przypadkach uniemożliwia reprodukcję. Dotyczy to nie
tylko zwierząt przebywających w pobliżu źródeł zanieczyszczeń.
Procesy takie jak spalanie węgla oraz wydobycie złota powodują
wydzielanie do atmosfery szkodliwych dla nas związków rtęci, a
ponadto w wielu miejscach świata jej stężenie przekracza normy
przyjęte przez międzynarodowe konwencje.
Organizmy żywe
mają problemy z usuwaniem rtęci. Z racji, że zachodzi jej
kumulacja, najbardziej zagrożone są gatunki drapieżne. Sami
jesteśmy drapieżnikami. Spożywając tuńczyka, znajdującego się
na wysokim szczeblu łańcucha pokarmowego, pochłaniamy wyższą
zawartość pierwiastka w porównaniu do innych ryb. W przypadku
rtęci nie skutkuje dłuższe gotowanie, pieczenie, smażenie lub
inne metody wytapiania tłuszczu. Wszelkie szkodliwe substancje
znikają, ale rtęć zawsze pozostaje. Gromadzi się głównie w
wątrobie i innych wnętrznościach. Dlatego też dobrze jest
oczyścić i wypatroszyć rybę przed przygotowaniem. Zbyt duże
stężenie rtęci jest powodem uszkodzeń centralnego układu
nerwowego. Ptaki zmieniają swój śpiew, ryby anemicznie reagują na
ataki drapieżników, a ludzie? Zaczynają się dziwnie zachowywać.
Łatwo dostrzec, że negatywne zmiany zachodzą w całym łańcuchu
pokarmowym i nie dotyczą tylko jego pierwszego ogniwa.
Jak radzić sobie
z narastającym problemem? Oczywiście, że nie warto rezygnować z
ryb. Aby przekroczyć tygodniową, 70 – kilogramowy człowiek
musiałby zjeść 25 100 – gramowych puszek z tuńczykiem. Spożywać
ryby należy więc nie częściej niż 2 lub 3 razy w tygodniu.
Pij mleko, będziesz... chory?
Mogłoby się wydawać, że mleko i jego pochodne to jedne z najzdrowszych składników spożywczych. Od dziecka wpajano nam, że mleko to samo zdrowie. Dla Europejczyków być może tak, ale np. dla mieszkańców Bliskiego Wschodu czy Afryki mleko to produkt trujący.
Ponad 70% mieszkańców świata nie trawi cukru zawartego w mleku, czyli laktozy. Wśród Polaków jest to prawie 30% populacji. Dla porównania - tylko ok. 2% Szwedów ma ten kłopot. Natomiast prawie wszyscy rdzenni Afrykanie i Latynosi borykają się z tym problemem. Winowajcą jest pewien enzym, a raczej jego brak. Laktaza, czyli enzym odpowiedzialny za rozkład laktozy, zazwyczaj występuje w jelicie cienkim. U niektórych osób pojawia się jednak jego niedobór, co objawia się nieprzyjemnymi objawami gastrycznymi. Zatem, jeśli czujesz się wzdęty po zjedzeniu kanapki z twarożkiem lub jeżeli wypicie szklanki mleka skutkuje u ciebie wizytą w toalecie, prawdopodobnie należysz do grona "szczęśliwców" cierpiących na nietolerancję laktozy.
Najprostszym sposobem na zdiagnozowanie tej dolegliwości jest wyeliminowanie z diety mleka i produktów mlecznych. Jeśli wtedy objawy ustąpią, jest to jednoznaczny znak, że nasz organizm nie wytwarza odpowiedniej ilości laktazy. Z czasem możemy spróbować stopniowo wprowadzać produkty mleczne do codziennej diety i obserwować reakcje organizmu. Osoby nie cierpiące na ostrą odmianę tego schorzenia mogą zazwyczaj spożywać twarde sery żółte, jogurty, kefiry i inne produkty mleczne, w których laktoza została już rozłożona przez odpowiednie bakterie.
Warto dodać, że nietolerancja laktozy występuje w trzech odmianach:
- pierwotna - może pojawić się w każdym wieku i trwa aż do śmierci, organizm co roku wytwarza coraz mniej enzymu laktazy,
- wtórna - spowodowana jest przebytą chorobą lub ubocznym działaniem leków (aspiryny, antybiotyków, środków przeciw zapalnych), które niszczą błonę śluzową jelita cienkiego, co hamuje produkcję laktazy na wiele tygodni. Nietolerancja wtórna przechodzi po pewnym czasie.
- wrodzona - nietolerancja występuje najrzadziej, pojawia się zaraz po porodzie i spowodowana jest defektem genetycznym, w wyniku jakiego jelito cienkie w ogóle nie produkuje laktazy. Ujawnia się ona w pierwszym tygodniu życia, spożycie laktozy wywołuje u noworodków groźną biegunkę, która prowadzi do odwodnienia. Noworodek musi przejść na preparaty mleko zastępcze nie zawierające laktozy.
Jesienna równowaga
Dziś spróbujemy
odpowiedzieć sobie na pytanie, czy z okazji nadchodzącej jesieni
warto zmienić swoje nawyki żywieniowe. W końcówce lata, kiedy
opadają z nas wszelkie siły witalne, potrzebujemy znacznie więcej
witamin i minerałów, niż wcześniej. Ma to związek również ze
zbliżającą się zimą.
Podstawą
odżywiania się jesienią jest urozmaicenie pod względem produktów.
Warzywa takie jak brukselka, kalafior, papryka czy marchew bogate są
w składniki mineralne, które śmiało można, a nawet trzeba
włączyć do swojego menu. Dzięki ich spożywaniu możemy znacznie
wzmocnić odporność organizmu. To jednak nie wszystko, o co
powinniśmy zadbać. Niezmiernie ważne są produkty
przeciwdziałające stresowi, smutkowi oraz codziennemu zmęczeniu.
Należą do nich głównie suszone owoce, takie jak np. śliwki,
które zawierają spore ilości magnezu i żelaza – dwóch
antystresowych pierwiastków. Zdarza się, że potrafimy zrobić
wszystko, byleby tylko nie przytyć w czasie jesieni i zimy. Nic
bardziej mylnego. Jeżeli zaczniemy unikać węglowodanów, nasz
nastrój ulegnie obniżeniu. Wystarczy zachować umiar i spożywać
tzw. węglowodany złożone, które wolniej się wchłaniają i
dostarczają energii na długi czas. Ponadto czekolada zawiera
składniki o działaniu psychoaktywnym, które poprawiają nasze
samopoczucie.
Warto spożywać
również przyprawy, takie jak chili czy papryka. Pobudzają one mózg
do wydzielania endorfin. Natomiast goździki, cynamon i imbir
rozgrzewają organizm i korzystnie wpływają na nasze samopoczucie.
Jesienią
zdecydowanie spada tempo naszej przemiany materii. Organizm spala
dużo mniej kalorii, niż mu dostarczamy. Chętniej sięgamy po
słodycze, by później żałować, że przybyło nam kilka
dodatkowych kilogramów. Zamiast spożywać puste kalorie, warto
skupić się na produktach zawierających błonnik, któremu również
poświęciłam wpis na moim blogu. Surowe warzywa i pełnoziarniste
pieczywo to doskonały sposób na jego dostarczenie organizmowi.
Dzięki temu poprawimy perystaltykę jelit i będziemy więcej spalać
w czasie, kiedy nasz organizm wykazuje największą pod tym względem
aktywność (ok. południa). W pracy rzadko mamy czas nad tym, by
zastanawiać się, co jemy. Jeśli wykażemy odrobinę zaangażowania,
możemy uniknąć późniejszych problemów z nadwagą. Nie chodzi o
to, ile jeść, ale jakiej jakości są to produkty. Przy okazji
wzmocnimy swój organizm i będziemy się czuli komfortowo przez cały
chłodniejszy okres naszego roku.