Archive for 2013
Dietetyczny przekręt
Witaminy, suplementy
diety i odżywki. Któż z nas nie miał do czynienia z syntetycznymi
odpowiednikami niezbędnych nam do życia środków? Często wierzymy
w ich nieograniczoną moc, nie zastanawiając się nad rzeczywistymi
konsekwencjami ich zażywania. Pod obietnicami składanymi przez
producentów i dystrybutorów kryją się jednak nieznane nam
wszystkim fakty, którym postanowiłam poświęcić dzisiejszy wpis.
Każdy lekarz stwierdzi,
że witaminy najlepiej jest przyjmować w naturalnej formie. Środki
chemiczne o podobnym działaniu cieszą się jednak coraz większą
popularnością, głównie ze względu na oswojenie ludzi z
wszelkiego rodzaju pigułkami. Chorujemy coraz częściej i zazwyczaj
nie podejmujemy domowych metod leczenia, licząc na skuteczność
leków zalecanych nam przez specjalistów. Nie widzimy więc nic
złego w przyjmowaniu witaminy C w formie tabletek. Tymczasem nie
powinniśmy się oszukiwać. Przedawkowanie czy niedobór istotnych
dla działania organizmu substancji stały się najmniejszym
problemem. Im bliżej źródła dolegliwości się znajdujemy, tym
łatwiej zniechęcić się do wszelkich suplementów. Bardzo często
mamy do czynienia z lekami, a nie ze środkami zawierającymi zbiór
najważniejszych witamin. Środki te oddziałują na odczuwane przez
nas objawy, ignorując przyczyny. Dolegliwości, których
doświadczamy, świadczą jednak o podjęciu przez organizm walki z
chorobą. Nie znamy jej źródła, ale wiemy, że nasze siły
obronne zostały postawione w stan pogotowia i są zdeterminowane do
przeciwdziałania zagrożeniom. Maskując te objawy, stajemy się
nieświadomi drzemiącego w nas niebezpieczeństwa.
Najczęściej kupujemy
określone środki, mając nadzieję, że dzięki nim nasza codzienna
dieta przyniesie większe skutki. Faktem jest, że witamina C
skutecznie obniża poziom złego cholesterolu, zwanego LDL
(lipoproteiny o niskiej gęstości). Lipoproteiny transportują
cholesterol z wątroby do komórek, gdzie bierze on udział w ważnych
procesach. W przypadku nadmiaru może się to jednak skończyć
chorobą serca, ponieważ jego złogi powodują zwężanie się
tętnic. Bywa tak, że wzrost poziomu związków cholesterolowych we
krwi jest zdeterminowany wzmożoną walką z dokuczającym nam
schorzeniem. W naszym organizmie występują w zbyt dużych ilościach
toksyny, z którymi nie potrafi sobie poradzić układ wydalniczy.
Następuje tzw. toksemia. Cholesterol LDL wpływa na likwidację
wolnych rodników, które stanowią niszczycielską siłę w naszym
wnętrzu, porównywaną przez dietetyków do słonia cierpiącego na
ADHD.
Statystyki mówią, że
co piąty importowany preparat witaminowy dostępny w Polsce nie
spełnia pożądanych norm, a w przypadku 3% z nich stwierdzone
zostało przekroczenie dopuszczalnej dawki metali ciężkich. Nie
trzeba ich nawet rejestrować, stąd dość szybko zostają
dopuszczone do użytku. Obowiązkiem urzędników jest oczywiście
zbadanie nieszkodliwości takiego specyfiku. Niekoniecznie muszą
jednak sprawdzać, czy lek faktycznie działa. Koniec końców
kupujemy gotowy preparat w aptece i faszerujemy się mnóstwem
substancji, których nie potrzebujemy. Co najlepiej zrobić? Pójść
do lekarza rodzinnego, który stwierdzi niedobór konkretnej witaminy
i zaleci nam odpowiednie dawki. Nie warto narażać swojego zdrowia
na szwank naiwnie wierząc, że wszystko, co zawiera witaminy, ma na
nas zbawienny wpływ.
Wojna pozycyjna
Ostra biegunka, wymioty i
tydzień wyjęty z życiorysu. Ci, którzy mieli już do czynienia z
grypą żołądkową, doskonale wiedzą, o czym mowa. Rotawirusy,
czyli główni sprawcy nieprzyjemnych dolegliwości, stanowią dla
nas duże zagrożenie, w skrajnych przypadkach nawet śmiertelne. Nie
warto ich ignorować, zwłaszcza gdy występują u dzieci.
To właśnie dla
najmłodszych rotawirusy stanowią szczególne niebezpieczeństwo.
Źródłem zakażenia zazwyczaj jest inna osoba chora. Organizm
próbuje wydalać nieproszonych gości jeszcze przed wystąpieniem
pierwszych objawów. Zadanie to do łatwych nie należy, ponieważ
żadne środki dezynfekcyjne nie przynoszą w tym przypadku
pożądanych efektów. Wirusy natomiast rozprzestrzeniają się
bardzo szybko i dość sprawnie docierają do przewodu pokarmowego.
Nawet jeżeli nie mamy do czynienia z osobą zarażoną, niekiedy
nietrudno o kontakt z zanieczyszczoną wodą lub pożywieniem.
Produkty, które nie wymagają obróbki cieplnej, są najbardziej
narażone na „przechowywanie” rotawirusów. Najczęściej chorują
dzieci w wieku do lat trzech. Skuteczną ochronę w tym okresie
stanowi karmienie piersią. Starsze dzieci przechodzą grypę z nieco
większym trudem. Jej lekceważenie jest bardzo nierozsądne,
ponieważ organizm w tym czasie jest odwodniony, a kontrolowanie tego
procesu sprawia spore problemy. Wszystko, co spożywamy, jest bowiem
niemal natychmiast wydalane, dlatego też czasami chorujący wymaga
pełnej hospitalizacji. Leczenie zaburzeń wywoływanych przez
rotawirusy ma charakter objawowy. Celem terapii jest maksymalne
złagodzenie odczuwanych dolegliwości. Krótko mówiąc, trzeba
swoje wycierpieć i poczekać na powrót do optymalnego stanu
zdrowia.
Uzupełnianie zapasu
płynów to jednak nie wszystko, co jesteśmy w stanie zrobić.
Zapewne niektórzy z Was słyszeli o leczniczych właściwościach
Coca Coli. Zawarty w napoju kwas fosforowy jest powszechnie stosowany
w doustnych środkach przeciwko wymiotom. Colę należy pić w
szklance, niegazowaną, mniej więcej co godzinę. Jako ciekawostkę
warto przypomnieć, że twórca przepisu na nią, John Pemberton, był
z zawodu farmaceutą. Prohibicja wprowadzona w Stanach Zjednoczonych
przyczyniła się do poszukiwania nowych form używek. Uzależniony
od morfiny aptekarz w prototypie swojego napoju użył także
kokainy. Dzisiejsza Cola niewiele różni się od tej z początków
XX wieku. Należy jednak pamiętać, że tylko oryginalny napój
zawiera wszystkie przydatne w leczeniu substancje, takie jak pepsyna
czy kwas fosforowy. Pepsyna to enzym trawienny występujący w
żołądku. Picie napojów z zawartością tego składnika wspomaga
procesy przemiany materii.
Istotne jest, by nie
stwarzać rotawirusom odpowiednich warunków do rozwoju. Dokładna
dezynfekcja toalet, mycie owoców oraz regularne wietrzenie naszego
miejsca zamieszkania to podstawowe zabiegi, które należy podjąć,
jeżeli nie chcemy zachorować. Najbardziej sprzyjający wirusom
okres trwa od listopada aż do wczesnej wiosny. W kwietniu możemy
czuć się bardziej bezpieczni, ponieważ łatwiej „wykurzyć” je
z domu.
Słodkie zagrożenie
Istnieje wiele prawnie
dopuszczonych do obrotu środków, które w poważnym stopniu szkodzą
naszemu zdrowiu. Przywykliśmy już do tego, że trudno uciec od
barwników, konserwantów, regulatorów, wzmacniaczy itp. Zdrowy
rozsądek i zdobywanie wiedzy na temat tego, co jemy, może nas
jednak uchronić przed poważnymi chorobami. Aspartam, wentyl
bezpieczeństwa dla osób cierpiących na otyłość, zdaniem
naukowców trwale szkodzi ludzkiemu organizmowi, prowadząc w
skrajnych przypadkach do śmierci. Dlaczego więc tak trudno
wyeliminować go z naszej diety?
Produkty dietetyczne
cieszą się coraz większą popularnością. Czasami zależy nam na
utrzymaniu wagi za wszelką cenę. Nie przejmujemy się nawet
towarzyszącymi temu objawami w postaci wysypek, bólu głowy lub
problemów z widzeniem. Niebezpieczne działanie środków
chemicznych, jak wiemy, nie wyklucza możliwości ich spożywania.
Aspartam, powszechnie wykorzystywany jako słodzik, jest substancją
bezkaloryczną, a do tego bardziej słodką od cukru. Szczególnie
chwalą ją sobie osoby cierpiące na cukrzycę. Naukowcy ostrzegają
jednak przed toksycznymi właściwościami tego specyfiku. Zdaniem
wielu doświadczonych w naukach ścisłych specjalistów beztroskie
zajadanie się łakociami z aspartamem może zaostrzyć przebieg
chorób. Ponadto podkreślają, iż wiele dolegliwości mija po jego
odstawieniu.
Aspartam składa się z
trzech podstawowych związków. Pierwszym z nich jest metanol, o
którym przeciętny człowiek wie, że powoduje ślepotę. Ponadto
zawarty w słodziku kwas asparaginowy uważany jest za substancję
rakotwórczą. Odpowiada on za powstawanie asparaginianu, związku
pełniącego w organizmie rolę neuroprzekaźnika. Jego zwiększone
spożycie skutkuje jednak obumieraniem komórek nerwowych. O
przedawkowanie nie jest dziś szczególnie trudno, skoro większość
kupowanych dziś produktów zawiera podobne substancje słodzące.
Podobnie wygląda sytuacja z fenyloalaniną, niezbędnym nam do życia
aminokwasem, z którym nie warto przesadzać, ponieważ przekroczenie
dopuszczalnych norm kończy się podniesieniem poziomu noradrenaliny.
Wraz z obniżeniem poziomu serotoniny dochodzi do zaburzeń
emocjonalnych.
Aspartam trafił na rynek
w 1983 roku. Od tego czasu jest dostępny na całym świecie. Koncern
Monsanto, znany na świecie lider branży biotechnologicznej, w 1992
roku podpisał umowę z firmami PepsiCo oraz CocaCola na dostawy
środka. Gdy wygasł patent, zaczęto go produkować pod innymi
nazwami. Wykorzystywanie aspartamu stało się więc jeszcze bardziej
powszechne. Naukowcy wielokrotnie przeprowadzali badania na
szczurach. Specjaliści z Fundacji Ramazziniego podawali im dawki
imitujące dzienne spożycie specyfiku przez ludzi. Związek
wywoływał u szczurów białaczkę, chłoniaki oraz inne nowotwory,
m.in. nerek. Dziś wycofanie aspartamu z rynku jest praktycznie
niemożliwe. Po pierwsze, wielkie koncerny przyznałyby się w ten
sposób do błędu i byłyby zmuszone do wypłacenia sporych
odszkodowań. Po drugie, pozostanie przy stanowisku, że substancja
jest bezpieczna, będzie dla wszystkich rynkowych graczy o wiele
tańsze.
Trwałość na 5!
Trudno
wyobrazić sobie współczesne życie bez trwałej żywności.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że wszystko mamy pod ręką i w
razie potrzeby niczego nam nie brakuje. Dzięki powszechnie
stosowanym metodom konserwacji nie musimy martwić się o świeżość
naszych produktów. Wydajemy mniej środków na żywność, ponieważ
raz zakupiona przez dłuższy czas zachowuje swoje walory odżywcze.
Postanowiłam przygotować krótkie i treściwe zestawienie
najpopularniejszych sposobów przechowywania jedzenia.
Metody
utrwalania dzielimy na kilka grup. Do pierwszej z nich należą
metody fizyczne. Przede wszystkim przechowujemy żywność w niskich
temperaturach. Naukowcy przyjmują, że przy chłodzeniu składników
do 0°C szybkość przemian biologicznych może się zmniejszyć
nawet 10-krotnie, przy jednoczesnym wydłużeniu okresu ich
przydatności. W przypadku, gdy schłodzimy produkty poniżej
optymalnej granicy, może dojść do uszkodzeń, takich jak plamy na
skórce w przypadku niektórych owoców. Dużo bardziej skuteczne
jest zamrażanie. Przemiana wody w lód stwarza warunki, w których
liczne drobnoustroje nie mogą się rozwijać. Istotne jest, by
mrożenie zachodziło szybko. Z drugiej strony także w wysokich
temperaturach możemy uzyskać zamierzone efekty. Często
wykorzystywanym procesem jest pasteryzacja. Ogrzewanie produktów do
granicy ok. 85°C powoduje unieszkodliwienie mikroorganizmów oraz
pozbycie się drobnoustrojów. Pasteryzacji można dokonywać na
kilka sposobów, np. rozgrzewając nasz materiał przez 30 minut w
niższej temperaturze bądź poprzez szybkie ogrzanie do 90°C i
natychmiastowe schłodzenie. Łagodniejszym procesem ogrzewania jest
termizacja, która w połączeniu z przechowywaniem w hermetycznym
zamknięciu daje długotrwałe efekty.
Suszenie
żywności jest jednym z najszybciej „wynalezionych” sposobów
jej zabezpieczania. W najbardziej prymitywnej formie zachodzi ono z
udziałem słońca i wiatru. Dziś jednak korzystamy z bardziej
zaawansowanych suszarek, z użyciem których proces następuje
znacznie szybciej niż kiedyś. Utrata wody i innych substancji
uniemożliwia powstawanie reakcji pomiędzy aminokwasami a cukrami,
co objawia się zmianą smaku oraz zapachu. Wysoka zawartość kwasów
organicznych oraz cukrów zapewnia trwałość naszego pożywienia.
Wodę możemy również usuwać stosując zagęszczanie. Taki produkt
nosi wówczas nazwę koncentratu i znacznie zmniejsza swoją masę.
Dobry sposób na odwodnienie stanowi też solenie potraw.
Poza
metodami fizycznymi wyróżniamy także chemiczne oraz biologiczne.
Do tych pierwszych zaliczamy wszelkie środki chemiczne
wykorzystywane do konserwacji żywności. Najpopularniejsze z nich to
m. in. kwas octowy oraz roztwór gazowy dwutlenku siarki. Jedną z
najczęściej stosowanych metod chemicznych jest wędzenie, podczas
którego produkt poddawany jest działaniu ciepła i związków
wydzielających się wskutek spalania drewna. Wyróżniamy wędzenie
zimne, ciepłe i gorące, w zależności od przyjętej temperatury.
Jeżeli chodzi o sposoby biologiczne, zdecydowanie najpopularniejsze
jest kiszenie. Z cukru znajdującego się w poddanym procesowi
produkcie wydziela się kwas mlekowy, który chroni przed gniciem,
ale nie zapobiega pleśnieniu.
Pożyteczny wypoczynek
Odchudzanie nie musi być
żmudne, monotonne i związane z ciągłym odmawianiem sobie
jedzenia. Powszechnie wiadomo, że bardziej wymaga ono zmiany pewnych
nawyków żywieniowych zamiast zmniejszania porcji. Istnieją także
o wiele ciekawsze sposoby na pozbycie się zbędnych kilogramów.
Czy spalanie tłuszczu
może mieć cokolwiek wspólnego z relaksem? Okazuje się, że tak.
Sauna fińska jest wynalazkiem, z którego dobrodziejstw korzysta już
zdecydowana większość narodów świata. Korzyści, jakie zapewnia
ludzkiemu organizmowi, są coraz częściej doceniane przez
użytkowników. Dzięki temperaturze
120°C naczynia krwionośne zostają wzmocnione, co bardzo pomaga w
dotlenieniu naszych komórek. Po każdym wyjściu z sauny bierzemy
zimny prysznic, dzięki czemu nasze ciało nabiera jędrności i
sprężystości. Oczywiście, jak łatwo się domyślić, kobiety
korzystające z sauny są mniej narażone na niebezpieczeństwo
wystąpienia cellulitu. W połączeniu z oczyszczającymi
właściwościami daje ona niesamowite efekty.
Kąpiel
w saunie polega na przebywaniu na przemian w niskiej i wysokiej
temperaturze. Jeżeli jesteśmy zdrowi, możemy z niej korzystać bez
względu na porę roku. Osoby powyżej 50. roku życia oraz dzieci
poniżej 6. roku życia powinny przejść specjalistyczne badania
lekarskie zanim zdecydują się na taki zabieg. Z punktu widzenia
medycyny sauna fińska w pewnym stopniu obciąża nasz organizm. Do
zabiegu nie należy przystępować ani na czczo ani po zbyt obfitym
posiłku. Nie powinno się także pić przed wejściem dużych ilości
wody. Warto wypić ciepłą herbatę, by wzmóc pocenie.
Po
wejściu do sauny przyjmujemy pozycję zapewniającą nam niezbędny
komfort. Gdy pojawiają się pierwsze kropelki potu, możemy
przyspieszyć proces poprzez nacieranie naszego ciała wodą. Po
kilku minutach pobytu zwykle polewa się nią także rozgrzane
kamienie. Finowie nazywają ten rytuał „duszą sauny”, ze
względu na towarzyszące mu uderzenie gorącej fali powietrza, potwierdzają to również nasi koledzy z Eco-Vital, dla których kontakt z sauną to wielkie wydarzenie. Po
pewnym czasie objawy nagrzania stają się nie do zniesienia, co
stanowi dla nas sygnał do wyjścia na zewnątrz. Nasza wytrzymałość
na wysoką temperaturę ma w końcu swoje granice. Warto jednak
przełamać początkową niechęć, ponieważ w saunie fińskiej nie
tylko spalamy tkankę tłuszczową, ale również bronimy się przed
różnego rodzaju chorobami. Gdy dopada nas przeziębienie, możemy
się z niego wyleczyć już w początkowej fazie. Jest to najlepsza
chwila na pozbycie się niechcianego intruza, ponieważ w
późniejszych stadiach chorób lekarze zdecydowanie odradzają
korzystanie z zabiegu.
Finowie
wiedzą, jak w idealnych proporcjach łączyć przyjemne z
pożytecznym. Rzadziej spotykają się w klubach, by wspólnie
imprezować. Znacznie częściej gromadzą się w saunie na wspólnych
pogawędkach. Przeciętna długość życia w Finlandii wynosi prawie
79 lat, co klasyfikuje kraj w czołówce państw europejskich pod
względem tego wskaźnika.
Kwasy z opakowań
Kilka postów wcześniej pisałam o
dodawanych do niemal każdej żywności barwnikach. Dziś opowiem co
nieco o regulatorach kwasowości, które również stanowią ważny
składnik produktów spożywczych. Przede wszystkim pełnią rolę
konserwantów i współuczestniczą w zachowaniu odpowiedniego koloru
towaru.
Zakwaszanie produktów jest jednym z
wielu sposobów przedłużania ich przydatności do spożycia.
Niektóre z nich muszą osiągnąć pewien poziom kwasowości, aby
nie ulec zakażeniu. Z tego powodu kwasimy ogórki, kalafiory oraz
karczochy. Szczególnie silne toksyny produkuje laska kwasu
kiełbasianego. Najbardziej znanym i powszechnie wykorzystywanym w
przemyśle odżywczym regulatorem jest kwas cytrynowy. W
szczególności wzmaga aktywność przeciwutleniaczy. Najczęściej
wykorzystywany jest również jako zagęszczacz do marmolady. Również
inne składniki wykazują kilka właściwości. Octan wapnia nie
tylko używany jest w procesie produkcji do zakwaszania, ale również
jako doskonały konserwant hamujący rozwój niepożądanych i
szkodliwych bakterii.
Warto znać kilka istotnych faktów
dotyczących regulatorów i zagęszczaczy. Bardzo często zdarza się,
że na etykiecie produktów, w ich składzie widnieje sformułowanie
„aromat identyczny z naturalnym”. Pierwsze, co zazwyczaj
przychodzi nam wówczas to głowy, to pytanie, gdzie tkwi haczyk.
Automatycznie stawiamy znak równości między identycznym i
naturalnym. Niekiedy zdarzają się sytuacje wręcz odwrotne.
Określenie, iż substancja jest identyczna z naturalną, oznacza
związek chemiczny o identycznym składzie, który otrzymano inną
metodą niż ze źródeł naturalnych. Trudno dziś stosować podział
na substancje naturalne i syntetyczne. Najważniejsza jest czystość
produktu końcowego. W wyniku wykorzystywania tradycyjnych metod
często pozostaje on dużo bardziej zanieczyszczony niż po
przeprowadzeniu syntezy chemicznej.
Ile cukru w cukrze?
Zastanawiacie się czasami, ile cukru
zawierają spożywane przez Was potrawy? A może spotkaliście się
kiedyś z pojęciem glikemii? Dzisiejszy wpis poświęcony jest
zachodzącym w naszych organizmach relacjom pomiędzy wchłanianymi
węglowodanami, a poziomem glukozy we krwi.
Cukrzyca już dobrych kilka lat temu
została uznana za chorobę cywilizacyjną. Według statystyk na
całym świecie zmaga się z nią ok. 250 mln osób. To jednak tylko
naskórek problemu. Wiele osób choruje na nią, nawet nie zdając
sobie sprawy z powagi sytuacji. Kluczem do walki z chorobą są
regularne badania, dzięki którym można skutecznie złagodzić jej
objawy oraz groźne powikłania. Glikemią nazywamy poziom cukru we
krwi. Wyrażamy go w gramach na litr i u zdrowej osoby na czczo
wynosi ok. 1 g/l. Spożywane przez nas węglowodany są
przekształcane w glukozę, która następnie dostaje się do krwi.
Gdy jej poziom jest podwyższony, trzustka wydziela insulinę w celu
jego obniżenia. Ilość hormonu decyduje o tym, czy jesteśmy w
stanie poradzić sobie z nadmiarem cukru.
Przez wiele lat naukowcy uważali, że
produkty o identycznej zawartości węglowodanów w takim samym
stopniu wpływają na glikemię. Teza ta została jednak obalona
wskutek przeprowadzonych niedawno doświadczeń. W połowie lat 70.
odkryto, iż dużo ważniejszą cechę stanowi zdolność
węglowodanów do podnoszenia poziomu glukozy we krwi. Dr David
Jenkins z uniwersytetu Stanforda opracował metodę oceny IG (
indeksu glikemicznego ). W tym celu przyporządkował glukozie indeks
o wartości 100. Odpowiada ona sytuacji, w której nasz organizm bez
problemów przyswaja cały cukier, który mu udostępniamy. Krótko
mówiąc, indeks glikemiczny informuje nas, w jakim zakresie jesteśmy
w stanie wchłaniać określone węglowodany. Jeżeli jest wysoki,
spowodują one szybki wzrost poziomu glukozy we krwi. Wartość
indeksu dla określonych produktów nie jest wartością stałą,
ponieważ zależy od formy spożywania oraz źródła pochodzenia
danego pokarmu.
Większość produktów węglowodanowych
zawiera cukry złożone, takie jak skrobia. Dotyczy to głównie
owoców, roślin strączkowych oraz zbóż. Przyswajając je, nasz
organizm dokonuje rozkładu składników na glukozę. Proces ten
rozpoczyna się już w jamie ustnej. Od czego najczęściej zależy
wartość IG? Przede wszystkim od metody obróbki produktów.
Niektóre sposoby przetwarzania przemysłowego przyczyniają się do
podniesienia poziomu indeksu. W warunkach wysokiej temperatury może
on wzrosnąć nawet o ponad 100 % w stosunku do wartości pierwotnej
przed poddaniem obróbce. Jeżeli w toku przetwarzania dochodzi do
zwiększenia ciśnienie, indeks może się obniżyć. Dużo bardziej
zdrowo jest jeść makaron ugotowany al dente, ponieważ dłuższe
gotowanie wzmaga proces żelowania skrobi. Zmieniając strukturę
tego cukru, zmieniamy poziom IG, najczęściej na naszą niekorzyść.
Warto korzystać z nowych zdobyczy
nauki. Mimo iż teoria IG jest odrzucana przez część naukowców ze
względu na ich hipokryzję i ignorancję, została naukowo
udowodniona. Póki co, trudno przejść obok niej obojętnie.
Witaminy po ciemnej stronie mocy
O witaminach zawsze i
wszędzie mówi się dużo. Zwykle w samych superlatywach, bo w końcu
nie możemy bez nich żyć, a ich niedobór grozi różnymi
powikłaniami. Nie trzeba także wspominać o korzyściach dla naszej
urody. W tkankach zachodzą procesy decydujące o funkcjonowaniu
całego organizmu i właśnie witaminy są niezbędnymi do ich
przeprowadzania składnikami. Czy w każdej sytuacji stanowią o
naszym bezpieczeństwie czy też czasami powinniśmy ich unikać?
Na wygląd oraz kondycję
naszej skóry największy wpływ ma witamina A. Przyspiesza ona jej
regenerację oraz działa nawilżająco. Łatwo się domyślić, iż
niedobór w tym zakresie przyczynia się do powstawania suchego,
złuszczonego naskórka oraz mniej korzystnego wyglądu zewnętrznego.
W branży kosmetycznej stosuje się retinol, nazywany stabilizowaną
formą witaminy A. Jest to także jej najłatwiejsza do
przedawkowania postać. Przesadzając ze spożyciem retinolu możemy
nabawić się poważnego zatrucia, nudności, biegunki oraz ogólnych
problemów z samopoczuciem. Przedawkowanie może skończyć się dla
nas skomplikowanymi w skutkach schorzeniami, takimi jak zaburzenia
widzenia, uszkodzenia wątroby oraz utrata włosów. Bardzo bogatym
źródłem witaminy A jest tran, jednak charakteryzuje się on dużą
zawartością retinolu. Są jednak o wiele bezpieczniejsze formy jej
przyjmowania. Beta – karoten, znany nam przede wszystkim z soków
marchwiowo – owocowych, stanowi doskonałe rozwiązanie dla naszej
codziennej profilaktyki żywieniowej. Jest on przyjmowany przez nasz
organizm tylko w takich ilościach, w jakich go potrzebujemy. Nie ma
żartów, moi drodzy. Kobietom będącym w okresie ciąży lekarze
stanowczo odradzają przyjmowania zbyt dużych dawek witaminy A,
ponieważ mogą one wywołać trwałe wady u dziecka.
Witamina C z kolei nie
stanowi praktycznie żadnego zagrożenia dla naszego zdrowia. Jako
rozpuszczalny w wodzie składnik naszego pożywienia szybko ulega
zniszczeniu pod wpływem wysokiej temperatury oraz tlenu. Wiąże się
to z tym, że wszelkie suszone owoce lub warzywa, pozbawione są
witaminy C. Jedyne, co może nam zaszkodzić, to jej niedobór. W
ramach ciekawostki warto wspomnieć o tym, iż witaminę odkryto
dzięki badaniom nad szkorbutem, czyli chorobą marynarzy, którą ów
niedobór powoduje. Witamina C doskonale rozpuszcza się w wodzie,
dzięki czemu odczuwany przez organizm nadmiar jest usuwany wraz z
moczem.
Przedawkować można
także witaminy z grupy B. Teoretycznie jest to niewykonalne, jeżeli
przyjmujemy je w formie świeżych owoców i innych naturalnych
składników. Mało prawdopodobne jest również przedawkowanie
witamin w postaci syntetycznej. Możemy jednak mieć do czynienia z
nieprzyjemnymi zaburzeniami neurologicznymi lub bezsennością i
zawrotami głowy.
Kofeina - najlepszy przyjaciel człowieka?
Dla
jednych jest przyjemnością, dla innych zmorą. Jeżeli jesteśmy
kawoszami i nie wyobrażamy sobie dnia bez małej czarnej, pomaga nam
ona w codziennym funkcjonowaniu. Gdy po pewnym czasie chcemy z niej
zrezygnować, tracimy niemal całkowicie energię do życia. Co tak
naprawdę daje nam zawarta w kawie kofeina i jakimi mitami na jej
temat jesteśmy przesiąknięci?
Faktem
jest, że kofeina zwiększa naszą wydolność psychofizyczną.
Przyspiesza naszą przemianę materii, a co za tym idzie – wzmaga
sprawność mózgu. Z drugiej jednak strony przyczynia się do
odwodnienia organizmu, co z czasem wpływa niekorzystnie na nasze
funkcjonowanie i możliwości koncentracji. W umiarkowanych dawkach
pobudza nas do działania i pozytywnie oddziałuje na naszą pracę,
nie należy jednak przesadzać z ilością.
Na
co dzień nie zastanawiamy się nad schematem działania kofeiny.
Warto więc zwrócić uwagę na kilka istotnych szczegółów. Przede
wszystkim zwiększa ona ilość adrenaliny we krwi, jednocześnie
stymulując wydzielanie dopaminy odpowiedzialnej za odczuwanie przez
nas przyjemności. Nie ma więc co się dziwić, że po wypiciu kawy
jesteśmy o wiele bardziej zmotywowani do pracy, a także szybciej
podejmujemy skomplikowane dla nas decyzje. Jednak im większy stopień
trudności stojących przed nami zadań, tym bardziej kofeina
utrudnia nam działanie. Znajdując się pod jej wpływem odbieramy
więcej bodźców, co nie pozwala nam skupić się na gromadzeniu
dużej ilości danych. W jakich zadaniach jej spożywanie może się
przydać? W takich, które wymagają od nas twórczego myślenia i
tzw. swobody skojarzeń. Kofeina pomaga nam w swobodnym pisaniu oraz
wysławianiu się, a także w wykonywaniu nudnych, rutynowych
czynności. Trudności pojawiają się jednak, gdy stajemy przed
zupełnie nowym wyzwaniem.
Ciężko
też mówić o jednej regule oddziaływania na każdego z nas.
Osobom, które dysponują wolną przemianą materii, raczej odradza
się przyjmowanie kofeiny w dużych ilościach, ponieważ może
zwiększać ryzyko chorób serca. Inaczej jest jednak w przypadku
osób posiadających szybką przemianę materii. Spożywanie kofeiny
przez nie jest zalecane ze względu na zapobieganie niebezpieczeństwu
zachorowania na miażdżycę. Przyzwyczajamy się do niej bardzo
szybko. Na jej brak reagujemy drażliwością, bólem głowy,
niepokojem i silnymi objawami stresu. Można je złagodzić,
pijąc duże ilości niegazowanej wody. Warto także uzbroić się w
aspirynę, która zlikwiduje ból.
Karotenoidy - pomaluj swój świat!
Jakie przysmaki najczęściej wywołują
uśmiech na waszych twarzach? Czekolada, żelki? A może tatar z
Sokołowa? O tym ostatnim piszę, bo często na widok literki „E”
dostajemy gęsiej skórki i krzyczymy, że to ta wstrętna chemia.
Tymczasem nie wszystko, co się pod nią kryje, musi być dla nas
szkodliwe.
Jedzenie zdecydowanie wpływa na nasz
nastrój. Wszyscy mówią, że zdrowe produkty poprawiają nasze
samopoczucie, gdy tymczasem uśmiechamy się chrupiąc tłustego
kebaba lub hot-doga ze stacji benzynowej. Ostatnie odkrycia nauki
pokazują jednak, że korzystne zmiany wywołują w nas
przeciwutleniacze zwane karotenoidami. W przeprowadzonym niedawno
eksperymencie okazało się, że ich poziom w spożywanych pokarmach
był ściśle związany z nastrojem ludzi, którzy brali udział w
doświadczeniu. Co prawda poziom optymizmu badano przy użyciu testów
psychologicznych, ale liczy się sam efekt.
Karotenoidy to nic innego jak barwniki roślinne. Są one, jak już
wcześniej wspomniałam, antyoksydantami, a więc wspomagają procesy
obronne organizmu oraz zapobiegają szybkiemu starzeniu. Istnieje ok.
600 barwników roślinnych, ale największe znaczenie dla nas ma 6:
beta-karoten, alfa-karoten, kryptoksantyna, likopen, luteina i
zeaksantyna. O pierwszym wymienionym chyba nie muszę zbyt wiele
pisać. Każdy, komu zależy na ciemnej cerze, szuka produktów,
które zawierają jego spore ilości, takich jak szpinak lub marchew.
Zastanawialiście się, dlaczego rośliny tak szybko nie usychają,
mimo że praktycznie przez cały czas są narażone na działanie
promieni słonecznych? Karotenoidy pochłaniają promieniowanie
ultrafioletowe, które powoduje powstawanie wolnych rodników,
neutralizując ich działanie. Aby zachować dobry wygląd i młodość,
koniecznie trzeba spożywać duże ilości warzyw i owoców.
Każdy z barwników ma swoje konkretne
zastosowanie i jest wykorzystywany w walce z różnymi chorobami.
Likopen skutecznie pomaga w leczeniu raka prostaty bądź żołądka.
Duże dawki alfa-karotenu i luteiny znacząco obniżają ryzyko
powstawania w organizmie nowotworu płuc. Luteina pozwala na lepsze
widzenie w nocy, zapobiega zaćmie i chroni siatkówkę oka. Jak już
wspomniałam, karotenoidy są powszechnie wykorzystywanymi
substancjami w procesie produkcji żywności. Najczęściej jednak
określa się je symbolami: E160a, E160b, E160c, E160d, E160e i
E160f. Mało kto z nas ma więc pojęcie, z czym tak naprawdę się
spotyka.
W stronę słońca
Winogrona to
prawdopodobnie jeden z pierwszych gatunków owoców, jakie człowiek
zaczął uprawiać. Stanowią źródło wielu niezbędnych nam
witamin i składników odżywczych, dlatego też zaleca się
spożywanie ich szczególnie w porze jesiennej. Ponadto jest to
podstawowy surowiec wykorzystywany do produkcji wina. Dlaczego warto
jeść winogrona? Opowiedzą o tym eksperci kulinarni z Eco-Vital.
Na pewno podnoszą naszą
odporność na wszelkie infekcje. Podwyższają poziom tzw. dobrego
cholesterolu, przez co zapobiegają miażdżycy. Przynoszą korzyści
naszemu sercu oraz całemu kładowi krwionośnemu ze względu na
wysoką zawartość potasu. Zawierają także łatwo przyswajalną
przez nasz organizm fruktozę i glukozę. O dobrodziejstwachpłynących z jedzenia winogron można by było napisać bardzo
wiele. Warto jednak skupić się także na ich rodzajach oraz
sposobach pielęgnacji.
Winorośl uprawia się
najczęściej na słonecznych, ciepłych i chronionych przed wiatrem
zboczach. Dobrze nasłonecznione miejsca sprzyjają odpowiedniemu
rozwojowi owoców oraz wzrostowi ich jakości. Nasz klimat doskonale
nadaje się do uprawy winogron, choć oczywiście nie wszystkich
gatunków. Przede wszystkim należy zapewnić im gliniasto –
piaszczyste podłoże, które nagrzewa się w dość szybkim tempie,
dodatkowo przepuszczając ciepło.
Wyróżniamy dwa
podstawowe gatunki. Jeżeli jesteśmy przyzwyczajeni do pysznych,
słodkich owoców po zerwaniu prosto z drzewa, powinniśmy sięgnąć
po jedną z odmian deserowych. Charakteryzują się one gęstym
miąższem oraz delikatną skórką. Sadzimy je przy podporach
mocowanych w ścianach budynków oraz wykorzystujemy jako ozdobę
murów. Możemy także uprawiać je w sposób tradycyjny, puszczając
je po drutach rozpiętych na mocno wbitych w ziemię słupkach. Są
one wytrzymałe na mróz i inne niekorzystne warunki atmosferyczne,
zimą jednak bezpieczniej jest okryć je w celu zabezpieczenia przed
niszczeniem pąków. Krótko mówiąc, odmiany deserowe, jak sama
nazwa wskazuje, najlepiej nadają się do jedzenia na surowo bądź
jako dodatki do wszelkich deserów. Dla miłośników wina najlepszym
rozwiązaniem będzie odmiana deserowo – winna, inaczej zwana
przerobową. Mamy tutaj takie gatunki jak rondo, które obficie
owocuje i daje możliwość uzyskania wysokiej jakości wina, ale
jest dużo mniej mrozoodporne. Wykazują za to dużą odporność na
choroby i różnego rodzaju grzyby.
Winogrona są na tyle
uniwersalne pod względem warunków atmosferycznych oraz walorów
smakowych, że powinny być uprawiane przez każdego, kto znajdzie na
nie odrobinę miejsca. Ich działanie do dziś wydaje się być
niedocenione. Bardzo dobrze wpływają na naszą cerę oraz
nawadniają nasz organizm. Przeciwdziałają wielu dolegliwościom
takim jak zaparcia, choroby nerek i wątroby.
Gorzka czekolada - przepis na młodość
Wiemy,
że uzależnia i jest doskonałym przysmakiem na każdą okazję.
Leczy z depresji, wspomaga w nauce, ale także może być przyczyną
otyłości. Jak jest naprawdę? Czy te wszystkie właściwości
dotyczą również gorzkiej czekolady? Dziś kilka słów o tym,
dlaczego warto po nią sięgać.
Mowa
oczywiście nie o smaku, ale o jej pozytywnym działaniu,
udowodnionym zresztą naukowo. Gorzka czekolada zawiera więcej
przeciwutleniaczy niż owoce, przez co wpływa korzystnie na nasz
system odpornościowy.
Z przeprowadzonych badań wynika, że
antyoksydanty skutecznie zapobiegają wielu chorobom oraz opóźniają
procesy starzenia. W szczególności powinni ją spożywać
mieszkańcy dużych miast, którzy są bardziej narażeni na
działanie szkodliwych wolnych rodników. Wszelkie przeciwutleniacze
neutralizują ich negatywne działanie. Warto również zwrócić
uwagę na liczby:
- 228 mg magnezu (zawartych jest w 100 g gorzkiej czekolady);
- 720 mg potasu;
- 12 g błonnika.
Gorzka
czekolada stanowi także bogate źródło fosforu i cynku oraz kwasów
omega-6. Ponadto po jej zjedzeniu stężenie glukozy w naszych
organizmach rośnie dużo wolniej niż wskutek jedzenia pokarmów
bogatszych w cukier.
Istnieje
wiele stereotypów. Jeden z nich mówi, że czekolada wywołuje
próchnicę. Nic bardziej mylnego. Dzięki wysokiej zawartości
związków chemicznych zwanych taninami czekolada utrudnia odkładanie
się kamienia nazębnego. Nieprawdą jest także, że wywołuje
trądzik. Jeżeli zachowujemy umiar w jej spożywaniu, poprawiamy
kondycję naszej skóry dzięki flawonoidom, nawilżającym cerę i
udoskonalającym jej strukturę. Co więcej, badania wykluczyły
również związek między jedzeniem czekolady, a powstawaniem
migreny. Przesąd ten wyrósł z dość prozaicznej przyczyny. Otóż
po czekoladę sięgają często kobiety, u których zachodzą zmiany
hormonalne wywołujące właśnie migrenę. To właśnie te
dolegliwości są odpowiedzialne za uporczywe bóle głowy. Wreszcie,
nawiązując do pożytecznych dla nas właściwości tego jakże
popularnego przysmaku, czekolada zawiera hormony szczęścia, co
sprawia, że stanowi naturalny lek na obniżenie nastroju oraz
chandrę.
Dla
ciekawostki dodam, że gorzka czekolada może mieć działanie...
odchudzające! Jak to możliwe? Spowalnia trawienie i wywołuje
uczucie sytości, dzięki czemu spożywamy nieco mniej kalorii niż
zwykle. Co odróżnia gorzką czekoladę od reszty? Wysoka zawartość
kakao w zamian za cukier. Jeżeli koniecznie decydujemy się nawet na
czekoladę mleczną, warto kupić taką, której 70 % składu będzie
stanowiła miazga kakaowa.
Zdrów jak ryba?
O rybach wiemy
bardzo wiele. Na pewno zawierają dużą ilość nienasyconych kwasów
tłuszczowych omega-3, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania
naszego organizmu. Pełnią one kluczową rolę w procesie
odchudzania i przede wszystkim nie odkładają się w tkance
tłuszczowej. Nie wyobrażamy sobie zdrowej i pożywnej diety bez dań
rybnych. Tymczasem okazuje się, że spożywając ryby zbyt często,
jesteśmy narażeni na działanie szkodliwych substancji i związków
chemicznych.
Rtęć, bo o niej
tutaj mowa, jest jednym z najbardziej toksycznych składników
naszego środowiska naturalnego. Nawet w niewielkich ilościach może
spowodować nieodwracalne zaburzenia w funkcjonowaniu organizmów
żywych. Szczególnie narażonymi „nośnikami” rtęci są ptaki
oraz lubiane przez nas ryby. Mimo iż w Polsce poziom ich spożycia
jest stosunkowo niski, nadal jesteśmy zagrożeni. Pierwiastek ten
kumuluje się w organizmach zamieszkujących środowisko wodne. Nie
zabija natychmiast, ale wpływa niekorzystnie na płodność, a w
skrajnych przypadkach uniemożliwia reprodukcję. Dotyczy to nie
tylko zwierząt przebywających w pobliżu źródeł zanieczyszczeń.
Procesy takie jak spalanie węgla oraz wydobycie złota powodują
wydzielanie do atmosfery szkodliwych dla nas związków rtęci, a
ponadto w wielu miejscach świata jej stężenie przekracza normy
przyjęte przez międzynarodowe konwencje.
Organizmy żywe
mają problemy z usuwaniem rtęci. Z racji, że zachodzi jej
kumulacja, najbardziej zagrożone są gatunki drapieżne. Sami
jesteśmy drapieżnikami. Spożywając tuńczyka, znajdującego się
na wysokim szczeblu łańcucha pokarmowego, pochłaniamy wyższą
zawartość pierwiastka w porównaniu do innych ryb. W przypadku
rtęci nie skutkuje dłuższe gotowanie, pieczenie, smażenie lub
inne metody wytapiania tłuszczu. Wszelkie szkodliwe substancje
znikają, ale rtęć zawsze pozostaje. Gromadzi się głównie w
wątrobie i innych wnętrznościach. Dlatego też dobrze jest
oczyścić i wypatroszyć rybę przed przygotowaniem. Zbyt duże
stężenie rtęci jest powodem uszkodzeń centralnego układu
nerwowego. Ptaki zmieniają swój śpiew, ryby anemicznie reagują na
ataki drapieżników, a ludzie? Zaczynają się dziwnie zachowywać.
Łatwo dostrzec, że negatywne zmiany zachodzą w całym łańcuchu
pokarmowym i nie dotyczą tylko jego pierwszego ogniwa.
Jak radzić sobie
z narastającym problemem? Oczywiście, że nie warto rezygnować z
ryb. Aby przekroczyć tygodniową, 70 – kilogramowy człowiek
musiałby zjeść 25 100 – gramowych puszek z tuńczykiem. Spożywać
ryby należy więc nie częściej niż 2 lub 3 razy w tygodniu.
Pij mleko, będziesz... chory?
Mogłoby się wydawać, że mleko i jego pochodne to jedne z najzdrowszych składników spożywczych. Od dziecka wpajano nam, że mleko to samo zdrowie. Dla Europejczyków być może tak, ale np. dla mieszkańców Bliskiego Wschodu czy Afryki mleko to produkt trujący.
Ponad 70% mieszkańców świata nie trawi cukru zawartego w mleku, czyli laktozy. Wśród Polaków jest to prawie 30% populacji. Dla porównania - tylko ok. 2% Szwedów ma ten kłopot. Natomiast prawie wszyscy rdzenni Afrykanie i Latynosi borykają się z tym problemem. Winowajcą jest pewien enzym, a raczej jego brak. Laktaza, czyli enzym odpowiedzialny za rozkład laktozy, zazwyczaj występuje w jelicie cienkim. U niektórych osób pojawia się jednak jego niedobór, co objawia się nieprzyjemnymi objawami gastrycznymi. Zatem, jeśli czujesz się wzdęty po zjedzeniu kanapki z twarożkiem lub jeżeli wypicie szklanki mleka skutkuje u ciebie wizytą w toalecie, prawdopodobnie należysz do grona "szczęśliwców" cierpiących na nietolerancję laktozy.
Najprostszym sposobem na zdiagnozowanie tej dolegliwości jest wyeliminowanie z diety mleka i produktów mlecznych. Jeśli wtedy objawy ustąpią, jest to jednoznaczny znak, że nasz organizm nie wytwarza odpowiedniej ilości laktazy. Z czasem możemy spróbować stopniowo wprowadzać produkty mleczne do codziennej diety i obserwować reakcje organizmu. Osoby nie cierpiące na ostrą odmianę tego schorzenia mogą zazwyczaj spożywać twarde sery żółte, jogurty, kefiry i inne produkty mleczne, w których laktoza została już rozłożona przez odpowiednie bakterie.
Warto dodać, że nietolerancja laktozy występuje w trzech odmianach:
- pierwotna - może pojawić się w każdym wieku i trwa aż do śmierci, organizm co roku wytwarza coraz mniej enzymu laktazy,
- wtórna - spowodowana jest przebytą chorobą lub ubocznym działaniem leków (aspiryny, antybiotyków, środków przeciw zapalnych), które niszczą błonę śluzową jelita cienkiego, co hamuje produkcję laktazy na wiele tygodni. Nietolerancja wtórna przechodzi po pewnym czasie.
- wrodzona - nietolerancja występuje najrzadziej, pojawia się zaraz po porodzie i spowodowana jest defektem genetycznym, w wyniku jakiego jelito cienkie w ogóle nie produkuje laktazy. Ujawnia się ona w pierwszym tygodniu życia, spożycie laktozy wywołuje u noworodków groźną biegunkę, która prowadzi do odwodnienia. Noworodek musi przejść na preparaty mleko zastępcze nie zawierające laktozy.
Jesienna równowaga
Dziś spróbujemy
odpowiedzieć sobie na pytanie, czy z okazji nadchodzącej jesieni
warto zmienić swoje nawyki żywieniowe. W końcówce lata, kiedy
opadają z nas wszelkie siły witalne, potrzebujemy znacznie więcej
witamin i minerałów, niż wcześniej. Ma to związek również ze
zbliżającą się zimą.
Podstawą
odżywiania się jesienią jest urozmaicenie pod względem produktów.
Warzywa takie jak brukselka, kalafior, papryka czy marchew bogate są
w składniki mineralne, które śmiało można, a nawet trzeba
włączyć do swojego menu. Dzięki ich spożywaniu możemy znacznie
wzmocnić odporność organizmu. To jednak nie wszystko, o co
powinniśmy zadbać. Niezmiernie ważne są produkty
przeciwdziałające stresowi, smutkowi oraz codziennemu zmęczeniu.
Należą do nich głównie suszone owoce, takie jak np. śliwki,
które zawierają spore ilości magnezu i żelaza – dwóch
antystresowych pierwiastków. Zdarza się, że potrafimy zrobić
wszystko, byleby tylko nie przytyć w czasie jesieni i zimy. Nic
bardziej mylnego. Jeżeli zaczniemy unikać węglowodanów, nasz
nastrój ulegnie obniżeniu. Wystarczy zachować umiar i spożywać
tzw. węglowodany złożone, które wolniej się wchłaniają i
dostarczają energii na długi czas. Ponadto czekolada zawiera
składniki o działaniu psychoaktywnym, które poprawiają nasze
samopoczucie.
Warto spożywać
również przyprawy, takie jak chili czy papryka. Pobudzają one mózg
do wydzielania endorfin. Natomiast goździki, cynamon i imbir
rozgrzewają organizm i korzystnie wpływają na nasze samopoczucie.
Jesienią
zdecydowanie spada tempo naszej przemiany materii. Organizm spala
dużo mniej kalorii, niż mu dostarczamy. Chętniej sięgamy po
słodycze, by później żałować, że przybyło nam kilka
dodatkowych kilogramów. Zamiast spożywać puste kalorie, warto
skupić się na produktach zawierających błonnik, któremu również
poświęciłam wpis na moim blogu. Surowe warzywa i pełnoziarniste
pieczywo to doskonały sposób na jego dostarczenie organizmowi.
Dzięki temu poprawimy perystaltykę jelit i będziemy więcej spalać
w czasie, kiedy nasz organizm wykazuje największą pod tym względem
aktywność (ok. południa). W pracy rzadko mamy czas nad tym, by
zastanawiać się, co jemy. Jeśli wykażemy odrobinę zaangażowania,
możemy uniknąć późniejszych problemów z nadwagą. Nie chodzi o
to, ile jeść, ale jakiej jakości są to produkty. Przy okazji
wzmocnimy swój organizm i będziemy się czuli komfortowo przez cały
chłodniejszy okres naszego roku.
Dobry i zły cholesterol
Wielu z nas
cholesterol kojarzy się z czymś jednoznacznie złym. Od początku
XX wieku medycyna dostrzega związki między nim, a wszelkimi
problemami związanymi z układem krążenia. Krew, przepływając
przez nasze naczynia krwionośne, dostarcza komórkom tlen oraz
substancje spożywcze. Zawiera jednak również substancje, które
uszkadzają nasze tętnice i żyły. Uszkodzenia te sprawiają, że w
ich miejscach osadza się m. in. właśnie cholesterol. Po jakimś
czasie występują problemy z przepływem krwi w tych punktach.
Następstwem tego wszystkiego jest niedotlenienie narządów.
Mało kto zdaje
sobie sprawę, że cholesterol spełnia również ważne funkcje w
naszym organizmie. Oczywiście pod warunkiem, że utrzymujemy go na
właściwym poziomie. Wystarczy zastosować się do kilku
podstawowych zasad. Najważniejszym
czynnikiem w walce ze złym cholesterolem jest regularny wysiłek
fizyczny. Wiemy, że ruch korzystnie wpływa na nasze krążenie i
sprzyja utrzymaniu prawidłowej wagi ciała, wskutek czego pomaga w
zapobieganiu miażdżycy i innych schorzeń.
Nie ma nic za
darmo. Chcąc poprawić poziom cholesterolu w naszej krwi, powinniśmy
zmienić nasze przyzwyczajenia żywieniowe. Warto ograniczyć ilość
spożywanych tłuszczy zwierzęcych oraz węglowodanów. Zamiast
pochłaniać niezdrowe potrawy, lepiej zastąpić je produktami
zawierającymi błonnik, który jest naszym najlepszym
sprzymierzeńcem w walce ze złym cholesterolem. Jedną z najlepszych
diet w tym przypadku jest dieta śródziemnomorska, oparta w głównej
mierze na surowych warzywach. W połączeniu z lampką wina daje
skuteczne efekty. Czerwone, wytrawne wino obniża poziom cholesterolu
oraz ciśnienie krwi. Ważnym elementem
kontroli jego poziomu są regularne badania. Mają one szczególne
znaczenie w sytuacji, gdy prowadzisz siedzący tryb życia, palisz
papierosy, masz problemy z nadwagą bądź jesteś w podeszłym
wieku. Objawy pojawiają się bowiem dopiero w późnych stadiach
chorób.
Kiedy pojawiają
się bóle w klatce piersiowej czy też w okolicach serca, są to
pierwsze symptomy choroby wieńcowej. Codzienne funkcjonowanie staje
się nie do zniesienia i potrzebujemy natychmiastowej pomocy
medycznej. Lekarze radzą
najczęściej, by osoby powyżej 20. roku życia sprawdzały poziom
cholesterolu przynajmniej raz na 5 lat. Jeżeli specjalista
stwierdzi, że pojawiają się jakieś problemy, może zalecić
częstsze kontrole.
Bez błonnika ani rusz!
Zdrowe odżywianie
nie miałoby większego sensu, gdyby nie pewien znaczący składnik
diety. Mowa oczywiście o błonniku. Dlaczego jest taki ważny?
Najpowszechniej
znanym faktem z nim związanym jest to, że poprawia perystaltykę
jelit. Mówiąc wprost, spożywanie dużych ilości błonnika
znacznie przyspiesza przemianę materii. Dietetycy oraz inni
specjaliści od zdrowego żywienia uważają również, że odgrywa
bardzo ważną rolę w leczeniu cukrzycy i chorób układu krążenia,
ponieważ obniża poziom cholesterolu w organizmie. Dzięki
usprawnianiu pracy jelit możemy o wiele łatwiej pozbyć się
toksycznych substancji zalegających w naszym przewodzie pokarmowym.
Nie chcemy przecież, aby przedostawały się one do krwiobiegu i tym
samym nas zatruwały.
Minęło mnóstwo
czasu zanim naukowcy zaczęli doceniać rolę błonnika. Wcześniej
był uważany tylko za niepotrzebny składnik pożywienia, ponieważ
ludzki organizm nie zawiera enzymów, które zdolne by były go
strawić. Od kilkunastu lat jednak jego działanie staje się coraz
bardziej zauważalne i odczuwalne. Czym właściwie jest błonnik? W
skrócie jest to grupa substancji zawartych w ścianach komórkowych
organizmów roślinnych. Warto więc, by nasza dieta była bogata we
wszelkiego rodzaju owoce i warzywa. Wraz ze stosowaniem
niskotłuszczowej diety możemy o wiele skuteczniej zapobiegać
nowotworowi jelita grubego. Dzięki spowalnianiu procesów
wchłaniania substancji z jelita cienkiego do krwi błonnik utrzymuje
stały poziom cukru we krwi. Wskutek tego nasza całodzienna energia
nie ulega wahaniom. Wszystkich pozytywnych działań błonnika nie
sposób tutaj wymienić.
Jednym z
najważniejszych jest przeciwdziałanie zaparciom. Błonnik
przemieszcza się przez cały przewód pokarmowy w niezmienionym
stanie. Wchłaniając wodę, zwiększa objętość mas kałowych, co
oczywiście ułatwia wydalanie. Wchłanianie wody powoduje z kolei
jego pęcznienie, dzięki któremu wypełnia żołądek i zmniejsza
uczucie łaknienia. Można więc stwierdzić, że błonnik
zdecydowanie pomaga w walce z otyłością. Co więcej, oczyszcza
organizm z kwasów żółciowych oraz metali ciężkich.
Efektem spożywania
dużej ilości błonnika jest niższa zachorowalność na choroby
nowotworowe układu pokarmowego. Według Światowej Organizacji
Zdrowia przeciętnie człowiek powinien spożywać ok. 20 – 40 g
dziennie. Najlepszym rozwiązaniem jest również uzupełnienie go o
wodę spożywaną w ilościach co najmniej 2 litrów na dobę. Należy
unikać błonnika w formie tabletek, ponieważ łatwo wówczas o
przekroczenie limitów. Jeżeli wcześniej nie zawracaliśmy sobie
głowy zdrowym odżywianiem lub równoważeniem naszej diety, należy
stopniowo wprowadzać go do naszego jadłospisu, by nie zmieniać
nawyków żywieniowych z dnia na dzień.
Słona cena przesolenia
Sól jest istotnym
elementem codziennej diety. Znajdują się w niej ważne elementy
odżywcze, bez których nasze płyny ustrojowe tracą równowagę.
Sól ma także właściwości konserwujące – pomaga przedłużyć
świeżość przygotowywanej żywności. Korzystają z tego
producenci, którym zależy na uzyskaniu towarów z jak
najodleglejszą datą przydatności do spożycia. W wędlinach,
serach i gotowych produktach jest tak dużo soli, że dodawanie jej
do samodzielnie przyrządzanych posiłków wiąże się z
systematycznym przekraczaniem dziennej, zalecanej dawki. Najbardziej
problematycznym składnikiem soli jest sód – jego nadmiar niesie
negatywne dla zdrowia konsekwencje, takie jak wzrost ciśnienia
tętniczego i choroby z tym związane. Lista zagrożeń dla fanów
słonych przekąsek jest długa: od dolegliwości mniej dokuczliwych,
takich jak opuchlizny (sól zatrzymuje wodę w organizmie), przez
przybieranie na wadze, po ryzyko udaru mózgu i zawału serca.
Dlaczego powinniśmy się
tym martwić? Dlatego, że dzienną normę (płaska łyżeczka soli)
bardzo łatwo przekroczyć. Wystarczy przesolić zupę. Albo sięgnąć
po ulubione chipsy.
Słone przekąski są
tym, co chętnie jadamy podczas oglądania filmów i przy pracy.
Zawierają nie tylko dużo soli, ale także nadmiar tłuszczów.
Sprawa z chipsami jest o tyle trudna, że sięgają po nie często
dzieci, a te najłatwiej przyzwyczajają się do smaków. Nawyki
utrwalone w dzieciństwie są wyjątkowo trwałe – często bez
powodzenia zmagamy się z ich wyplewieniem w dorosłym życiu.
Aby wzmocnić smak potraw
instant, producenci dodają do nich dużo soli. Skoro konsumenci
wiedzą, że zupki z torebki są niezdrowe, muszą być one
przynajmniej smaczne. Płacimy wysoką cenę za to, żeby szybko się
najeść.
Nie można zrzucić całej
odpowiedzialności za nadużywanie przez nas soli na producentów
gotowej żywności. Często jesteśmy sami sobie winni – stosując
gotowe mieszanki przypraw (z proporcjonalnie największym udziałem
soli), rezygnujemy z przygotowywania potraw w sposób samodzielny. I
znów, w walce z białymi granulkami, najbardziej przeszkadza nam
lenistwo.
Trudno wygrać ze
wszechobecną solą, ale można ograniczyć jej spożycie. Skoro w
gotowych produktach jest jej tak dużo, spróbujmy stosować mniej
soli w potrawach, które przygotowujemy sami. Białe granulki dobrze
jest zastąpić innymi przyprawami, również poprawiającymi smak, a
mającymi lepszy wpływ na zdrowie – bazylia, oregano, majeranek,
tymianek, kminek – z długiej listy ziół każdy wybierze coś dla
siebie.